NIEPOKORNY MNICH 97km

 Możesz wszystko – nawet zostać Niepokornym Mnichem. 

Cudowne uczucie spełnienia, radości i promieniejącego uśmiechu.
Tutaj kończę swoją 4 letnią przygodę z biegami górskimi. Najpierw był półmaraton, potem maraton, ultra 65km i wreszcie koronny dystans 97km, który kiedyś wydawał mi się nieosiągalny. 
A jednak można osiągnąć zamierzony cel – trzeba tylko mocno chcieć. Ta energia nadaje życiu nowy sens: wolę walki, odwagę, determinację i pewność siebie. 
Ale nic nie przychodzi bez bólu i ciężkiej pracy. To wczesne pobudki (6:00 rano) pięć razy w tygodniu przez pół roku. 
Od 8 – 55 km w deszczu, śniegu, czy upale, przy świetle „czołówki” i z niezliczoną ilością obszczekujących psów na drodze. 
I niech nikt nie myśli, że biegi górskie to to samo, co asfalt. Kiedy masz przed sobą ponad 4 tys metrów przewyższenia musisz mieć mocną wolę walki. Do tego dochodzi mnóstwo drobnych lecz ważnych spraw, jak nasmarowania i oklejenia stóp, dobrania butów, ubioru (na zmienną pogodę), napojów, suplementów. 
I wreszcie stajesz na starcie o 3:00 w nocy i razem z 300 innymi śmiałkami ruszasz na szlak. Pięknie to wygląda jak długi wąż światełek wspina się na przeciwległe wzgórze. Unoszący się pył i zapach lasu towarzyszy nam, aż do wschodu słońca. Pierwsze punkty kontrolne, uzupełnianie kalorii i płynów. W połowie notuję 2,5 godziny zapasu do limitu – jest dobrze, ale muszę dalej walczyć.
„Niepokornego Mnicha” nie da się „przeczłapać” (jeśli chce się zmieścić w 17 h) trzeba biec ile się da. Pojawiają się pierwsze kryzysy, a na 80 km ból kolana i obfity deszcz. A do tego jeszcze na Słowackiej stronie połamane drzewa (po wichurach) jako przeszkody. Trasa zamienia się w ślizgawkę, ale już tylko ostatnie 8 km dzieli mnie od mety. „Test charakteru” to odcinek od Czerwonego Klasztoru do Szczawnicy po twardej nawierzchni. Słysząc za sobą stukot kijków przyśpieszam i mijam jeszcze kilka osób, a potem wbiegam szczęśliwy na metę. 
Ponad 15 godzin i 146 miejsce (66 w swojej kategorii wiekowej) na 239 osób, które ukończyły bieg.
Do „top ten” daleko, ale uplasowałem się w połowie stawki 
i zrealizowałem swoje 100 km marzenie. Mam w sobie wiarę, że mogę wszystko.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

MADERA - wyspa wiecznej wiosny

La Gomera, szlak GR132 w tydzień.

EKWADOR