Szlak Św Olafa rowerem (Oslo - Trondheim)

To będzie opowieść o samotnej wyprawie szlakiem św Olafa z Oslo do Trondheim.
Dowiecie się jak przetrwać na dalekiej północy, nie zbankrutować i bezpiecznie dotrzeć do celu.
Zdradzę Wam też kilka patentów na nawigację, jak spakować rower do samolotu i co interesującego zobaczycie na szlaku. Zapraszam.




Do katedry w Trondheim (dawnego Nidaros), gdzie został pochowany Św. Olaf II Haroldson prowadzi wiele szlaków. Mój rozpoczął się w Oslo i wiódł ponad 600 km na północ.
Do Oslo bilety lotnicze nie są drogie, ale lotniska są dość daleko oddalone od Centrum. Lecąc np Ryanem wylądujecie 110 km od Centrum, natomiast Wizzarem ok 54 km, na płn wsch, więc zgodnie z moim azymutem. Bilet w 1 stronę kosztował mnie 70zł, ale do tego doszedł jeszcze koszt transportu roweru 220zł. W cenie biletu znalazł się 1 minimalny bagaż pod siedzenie i tutaj idealnie sprawdziła się sakwa rowerowa Crosso. Drugą zapakowałem razem z rowerem.
Powrót zaplanowałem z Trondheim liniami Norwegian air. Zatem koszt do Krakowa był już nieco wyższy ok 700 zł z rowerem. Ważna informacja na temat limitów, otóż: Wizzair pozwala na zabranie sprzętu sportowego ważącego 32kg, a Norwegian air tylko 23 kg. No ale zakładałem, że w drodze powrotnej będę już bez prowiantu, więc powinienem zmieścić się w limicie.
Kilka porad, jak spakować rower do samolotu?
Musicie zorganizować sobie karton ze sklepu rowerowego. Następnie odkręcamy przednie koło i błotnik, wyjmujemy ośkę, potem demontujemy kierownicę, siodełko, pedały i tylną przerzutkę. Nie zapomnijcie wypuścić powietrza z kół. Delikatniejsze elementy zabezpieczcie folią bąbelkową. Przydadzą się też trytki i folia stretch, której nawiasem mówiąc pół rolki zabrałem ze sobą do Norwegii.

Tam nie miałem skąd zorganizować kartonu, więc po demontażu wszystko owinąłem czarną folią.
Jedną z sakw wsadziłem pod ramę, za przedni widelec, a drugą zabrałem ze sobą na pokład. Rower po odprawie (z naklejką bagażową) oczywiście nadajemy w specjalnym punkcie na lotnisku.

Ale wróćmy na chwile do idei pielgrzymowania. Osobiście lubię wędrować pieszo i mam na koncie wiele długodystansowych szlaków, ale tym razem potrzebowałem odmiany. Emocje, które mi zwykle towarzyszą podczas takiej włóczęgi są już dobrze mi znane i nie zaskakują niczym nowym, prócz krajobrazów. Dlatego trasę 640 km z Oslo do Trondheim postanowiłem przemierzyć rowerem i zamiast 30 dni zmieścić się w 10.

Warto wiedzieć, że tradycja pielgrzymowania tym szlakiem sięga XI wieku, kiedy to w bitwie pod Skitlestad w 1030 roku poległ Olaf II - król Norwegii. Ponoć uchodząc z pola bitwy kompanii Olafa zabrali jego ciało i w sekrecie pochowali go na błotnistym brzegu rzeki Nid. Po roku zauważono, że z królewskim grobem dzieją się rzeczy niewytłumaczalne i cudowne, a przebywający w jego pobliżu ludzie doznają wielu łask. W efekcie, króla walczącego za życia o chrześcijaństwo, a po śmierci czyniącego cuda uznano za męczennika i świętego. A jego legenda z czasem umacniała się.
W 1070 r., w leżącym nieopodal miasteczku Nidaros (dzisiejsze: Trondheim) zaczęto budować katedrę, aby uczcić pamięć świętego władcy, który został patronem Norwegii. Budowa trwała aż 150 lat! W tym czasie kult św. Olafa rozprzestrzeniał się po całej Europie, a gotowa świątynia stała się jednym z najpopularniejszych miejsc kultu w średniowiecznej Europie, przyciągającym pielgrzymów z całego kontynentu. Tradycja pielgrzymek do katedry w Trondheim, choć przygasła w okresie reformacji, istnieje do dziś. Do zapierającej dech w piersiach średniowiecznej katedry ściągają wierni z całego świata. Szacuje się, że co roku świątynię odwiedza około 400 tysięcy wiernych. Zapragnąłem więc i ja dołączyć do tego grona.


Ale mój samolot niestety miał 1 godzinę opóźnienia, co już na starcie wróżyło, że czasu na dotarcie do założonego celu będę miał mniej. Na lotnisku szybko złożyłem rower i pognałem wyznaczoną wcześniej na mapie trasą. Zwykle posługuję się aplikacją OsmAnd (działającą offlinowo) oczywiście z wgranymi mapami Open Street Map. Wcześniej pozaznaczałem sobie także różne ważne miejsca na tej mapie i wgrałem trasy. Zaznaczane lokalizacje typu: wiata, toaleta, schron podglądałem w Google street view. Niestety czasami chciałem sobie skrócić drogę jadąc przez las i błądziłem, albo droga okazywała się nieprzejezdna. Szybko uzmysłowiłem sobie, że trzeba poruszać się raczej ścieżkami przeznaczonymi dla rowerów. Które często także pokrywały się z pieszym szlakiem Świętego Olafa.

Pierwsze dwa dni upłynęły mi dość pomyślnie. Piękne widoki rekompensowały trudy pedałowania, nie padał deszcz, a i na nocleg znajdowałem przyzwoite schronienia. Jednak im dalej na północ, tym robiło się coraz chłodniej. Więc ubierałem długie i krótkie spodnie, 2 warstwy merino, na zewnątrz kurtkę z membraną, czapkę, rękawiczki i tak mogłem komfortowo pedałować.

Po drodze napotykałem wiele pięknych kościółków. W Oslo, w biurze pielgrzymkowym można zakupić specjalny Paszport Pielgrzyma i zbierać pieczątki właśnie w takich miejscach.
Jedną z pierwszych atrakcji na trasie był skansen z pozostałościami średniowiecznego kościoła, w ochronnej obudowie ze szkła. Owa katedra w Hamar była niegdyś trzynawową bazyliką, wzniesioną w prostym stylu romańskim, dominującym w XI wieku. Do dziś pozostały tylko jej resztki, które zostały osłonięte przed zniszczeniem i wyeksponowane w specjalnej szklanej konstrukcji.
W pobliżu katedry można zwiedzać skansen składający się z dawnych gospodarstw. Akurat podczas mojej wizyty trwał festyn i pokazy promujące lokalny folklor oraz dawne techniki rzemieślnicze.

50 km dalej dotarłem do miejscowości Brumunddal z 4 gwiazdkowym hotelem. Co prawda myślałem o noclegu w tych okolicach, ale niekoniecznie od razu w 4 gwiazdkowym przybytku. Choć cena jak na Norweskie warunki była dość atrakcyjna 550zł za noc. Ale nie o tym chciałem mówić. Obiekt jest najwyższym wieżowcem zbudowanym w całości z drewna. Pomysłodawcą projektu jest pochodzący z tej miejscowości prywatny inwestor Arthur Buchardt, zaś autorem pracownia Voll Arkitekter. Co ciekawe, aby znacząco obniżyć koszty budowy i ograniczyć negatywne oddziaływanie transportu na środowisko, całe drewno oraz większość materiałów użytych do budowy pochodziło ze źródeł lokalnych. Podobnie jak firmy zaangażowane przy procesie obróbki, dostaw oraz samej budowy, wywodziły się z tego samego regionu w Norwegii.
A co do noclegu, to jednak wybrałem skromną wiatę z grillem i widokiem na jeziorko Mjosa (Największe w Norwegii)

Następnego dnia, jadąc polną drogą dotarłem do kościoła Ringsaker, pochodzącego z około 1150 roku. Jest to jeden z największych i najbardziej autentycznych średniowiecznych kościołów w Norwegii. Kościół ma świetną akustykę i jest popularnym miejscem koncertów. Jego wnętrze jest surowe i zarazem piękne. W centralnym punkcie znajduje się ołtarz wykonany w Antwerpii i sprowadzony tutaj ponad 500 lat temu.

Ale moim miejscem docelowym i noclegowym było Lillehamer, znane głównie z Zimowych Igrzysk Olimpijskich, które odbyły się w 1994 roku. Wydarzenie to było jednym z największych wydarzeń sportowych w historii Norwegii. W tle widzimy wielkie skocznie narciarskie, na których regularnie przeprowadzane są skoki w ramach Pucharu Świata. W 2006 roku Adam Małysz pobił tu rekord obiektu.
Będąc w Lillehammer warto też zajrzeć do miejscowego Muzeum Sztuki. Posiada ono interesującą kolekcję dzieł, zarówno norweskich, jak i zagranicznych twórców. W czasie mojej wizyty prezentowana była sztuka współczesnych chińskich artystów.

Kolejny dzień przywitał mnie niestety deszczem i byłem zmuszony pedałować przeszło 60 km w ulewie. A na dodatek zerwała mi się linka od przedniej przerzutki i musiałem ją wymieniać w trudnych warunkach. Potem dołożyłem jeszcze ze 30 km zanim znalazłem miejsce w którym mogłem się osuszyć i ogrzać. Był to niewielki domek - norweskie hytte, na jednym z campingów. Koszt to jedyne 50 Euro, bo po sezonie. Obiekt był samoobsługowy, przez tel otrzymałem instrukcje, gdzie schowane są klucze.
Cały czas się głowiłem, jak to jest możliwe, że pomimo skarpet z membraną i worków foliowych całe buty i stopy miałem mokre. Śpiwór puchowy był niezastąpiony w takich warunkach, podobnie jak i kuchenka na której mogłem zagotować gorąca wodę.

Po luksusach w 4 ścianach i w ciepełku, wyruszyłem, chyba na najpiękniejszy etap trasy: z miejscowości Dombas przez Oppdal do Berkak. Jadąc lasami i bocznymi ścieżkami, delektowałem się piękną złota jesienią w Norwegii. No a potem niestety zrobiło się już trudniej, bo musiałem wspiąć się na 1600 m i wciąż pedałować pod wiatr. Znów dokładałem kilometrów, byle zjechać niżej i znaleźć osłonięte od wiatru miejsce spoczynku.

I tak, dzień za dniem, kilometr za kilometrem, aż w końcu dotarłem do Trondheim. Po 9 dniach kręcenia, z czego 1/3 w deszczu, mając na liczniku 640 km mogłem w końcu zastukać do drzwi tej niesamowitej katedry.
Katedra została wzniesiona na cześć św. Olafa, wodza wikingów. Jej budowę rozpoczęto po jego śmierci, w 1030 roku i trwała ona ponad 150 lat, stając się najważniejszym centrum pielgrzymkowym w Norwegii. Katedra jest arcydziełem architektonicznym, łączącym styl romański z gotyckim.
Największe wrażenie robi ściana zachodnia. Znajduje się tu 57 rzeźb króli, świętych, apostołów oraz postaci symbolizujących cnoty.
Wnętrze katedry jest równie piękne. Zachwyca przestrzeń i rozmach architektoniczny. Naszą uwagę przyciąga rozeta. Okrągłe okno o średnicy ponad 8 metrów składa się z 10tys kolorowych detali, które symbolizują Sąd Ostateczny. W centrum widoczna jest postać Chrystusa w otoczeniu szesnastu aniołów. Podążając wzdłuż naw odkrywamy piękno ukryty w zakamarkach, czując niemal atmosferę sprzed tysiąca lat. Katedra byłą miejscem koronacji norweskich monarchów.

W Trondheim jest jeszcze wiele innych pięknych miejsc do zobaczenia, jak twierdza Kristiansten, wzgórze w dzielnicy Bakklandet, kolorowe XVIII-wieczne magazyny, czy centrum Torget. Ale nie będę o tym opowiadał, po prostu przylećcie tutaj i odkryjcie miasto sami.

I na koniec, jeszcze krótkie podsumowanie:
Początkowo szlak św Olafa, z Oslo do Trondheim, chciałem przejścia pieszo, ale okazało się, że rowerem, to także świetna przygoda, choć nieco krótsza. Cała wyprawa zajęła mi 10 dni. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, a było trochę hardcorowo, bo natura wcale mnie nie oszczędzała. Nocowałem w różnych "pustelniach" chatkach traperskich, zaopatrzonych na szczęście w dach i drewno. Nie było to łatwe - czasem znalezienie odpowiedniego miejsca na biwak zajmowało wiele godzin, ale w końcu się udawało. No ale takie jest pielgrzymowanie, nie może być łatwo, musi być trud, musi być post i walka.
Miło się teraz to wszystko wspomina z perspektywy ciepłej kołderki.

Jeśli chodzi o ekwipunek, to do sakw zapakowałem:
10 liofów, kilka przekąsek, batonów i prowiant śniadaniowy, kuchenkę, butlę, klucze, smar, szprychy, linki, śpiwór puchowy, namiot, matę, a także kilka warstw merino, kurtkę z primaloftu, odzież nieprzemakalną, skarpety z membraną, rękawiczki i pelerynę wojskową, która okazała się niezastąpiona.
Jeśli macie ochotę zobaczyć video z tej wyprawy, to zapraszam
na kanał na YT: „ZaHoryzont Domu":  https://www.youtube.com/watch?v=CGzkhowJtb0&t=2s




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

MADERA - wyspa wiecznej wiosny

La Gomera, szlak GR132 w tydzień.

EKWADOR