Góra Fudżi

Będąc jeszcze w Polsce umówiłem się z Tsutomo, że wejdziemy razem na górę Fudżi. Jest to czynny stratowulkan i zarazem najwyższy szczyt Japonii (3776 m n.p.m.). Leży na wyspie Honsiu, na południowy zachód od stolicy o około 100 km. Ma piękny kształt stożka i jest widoczny z Tokio przy dobrej pogodzie.
Istnieje legenda oparta na „Opowieści o zbieraczu bambusa”, że Cesarz, którego „puściła kantem” księżniczka Kaguya, kazał spalić list i eliksir nieśmiertelności (które otrzymał od niej) na wierzchołku najwyższej góry. Dym unoszący się ponad szczytem spowodował, że ludzie nazwali ją
Fushi-no-yama, gdzie fushi oznacza „życie wieczne”. Potem przyjęła się nazwa Fudżi-no-jama, a krócej Fudżi.
Miejsce to jest święte dla wyznawców
shintō. Zbudowano na niej trzy bramy torii i dwa chramy. Do 1868 roku obowiązywał zakaz wstępu na górę dla kobiet.
W Japonii mówi się, że mądry wchodzi na Fudżi raz, głupiec dwa razy.
A jak to wygląda w praktyce?
Na sam szczyt prowadzą cztery szlaki turystyczne, przy których jest dziesięć odpłatnych schronisk. Do wysokości 2400 m n.p.m. można dojechać drogą asfaltową.
My wybraliśmy najkrótszy (5 km), ale zarazem najbardziej stromy szlak.
Z dzielnicy, gdzie mieszkałem (
Ikebukyro) do Tokio podróż zajęła nam 40 min, potem Shinkansenem ok 1 h, a dalej autobusem 2 h. I dopiero można rozpocząć pochodzenie po piarżystej nawierzchni skał wulkanicznych. Na tej wysokości jesteśmy już ponad chmurami. Szlak jest zaporęczowany linami, co bardzo ułatwia wspinanie, bo na szczyt ciągną starsi, młodsi, rodziny, wycieczki, słowem wszyscy. Pomimo czwartku i drogi rzadziej wybieranej (Fujinomiya) i tak tłok był spory. A im wyżej tym ciężej.
Szacunkowy czas wejścia dla naszego szlaku 5h do góry i 3h w dół. Ja będąc zaprawionym na Shikoku i bez ciężkiego plecaka dosłownie "wbiegłem" na szczyt w 2 godzinki, okrążyłem krater, zrobiłem fotkę z Tsutomu w najwyższym punkcie i zbiegłem w dół. Łącznie zmieściłem się w 4h.
I co najważniejsze zdążyliśmy zejść przed burzą!
Tydzień ze „srebrną strzałą” się kończył, więc pożegnałem się z moim druhem i wracałem na Shikoku, dokończyć szlak 88 świątyń. Tsutomu wręczył mi zestaw oryginalnych pałeczek i pieczątkę z moim imieniem w języku japońskim, a ja jemu plan Orlej Perci w Tatrach i zaproszenie do Polski.













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

MADERA - wyspa wiecznej wiosny

La Gomera, szlak GR132 w tydzień.

EKWADOR